Kreativ Ostrava 2017
“…Dziewczyny, kto jedzie do Ostravy na patchworki w listopadzie?” – tak parę miesięcy temu brzmiał początek planowania naszej wycieczki na targi Kreativ Ostrava 2017 do Ostrawy. Pięć odważnych patchworkarek: Małgosia, Grażynka, Kasia, Marzenka i Sabina z grupy Patchwork Cokolwiek Pomorski pojechało przetrzeć ścieżki i rozeznać sytuację, co ciekawego dzieje się u sąsiadów za naszą południową granicą. Przez 3 miesiące planowałyśmy, myślałyśmy, bukowałyśmy, oszczędzałyśmy…. aby 11 listopada tam być!
Naszej podróży naszej z Gdańska i Elbląga nie będziemy wam opisywać, ale od spotkania w Katowicach musimy! Przed 9:00 rano spotkałyśmy się pod Pałacem Młodzieży z grupą wspaniałych dziewczyn z Katowic, które mają takie same zainteresowania jak my – szycie patchworków. Dziewczyny przyjęły nas z wielkim uśmiechem i podziwem na twarzy – “… z Gdańska przyjechałyście – przecież to drugi koniec Polski???”
Droga do Ostrawy “przeleciała” nam bardzo szybko, krajobraz z zapchanego reklamami przy drodze zmienił się na piękne widoki – to znak że jesteśmy już w Czechach. W busie wpisałyśmy się na listę, żeby wykupić bilet grupowy – tu wielkie podziękowania dla Ilony Prędkiej za super pomysł – już na starcie zaoszczędziłyśmy 65 koron! Oj, będzie za to więcej szmatek na nasze uszytki! Pod pawilonem przywitała nas 100 metrowa “gruba” kolejka do wejścia, ale na szczęście po paru minutach stania, okazało się że jest osobne wejście – bilet grupowy zakupiony, kurtki do szatni, pieczątka na rękę, krótkie omówienie kiedy i gdzie się spotykamy i… rozpierzchłyśmy się po całym pawilonie. A pawilon wystawowy był duży i podzielony na 4 hale.
Czegóż tam nie było!? Tkaniny, koraliki, biżuteria, mydełka, pasmanteria, guziki, farby, filce, torebki, pędzelki, szablony, akcesoria do szycia, bombki, choinki, wianki, i tak jeszcze mogę wymieniać i wymieniać. Ludzi odwiedzających też było dużo, ale kto by nie chciał zobaczyć tych wszystkich cudownych rzeczy podczas targów?
Na większości stanowisk można było kreatywnie spędzić czas i za niewielka opłatą, wykonać samemu pod wprawnym okiem artysty przeróżne rzeczy – od torby lub czapki barwionej techniką ebru (malowanie na wodzie) po biżuterię. To było fantastyczne móc od razu przekonać się, czy jest to trudne i czy chcę/potrafię to robić, bez inwestowania w zakup najpotrzebniejszych rzeczy.
Czas w takim otoczeniu minął nam jak przysłowiowe pstrykniecie palcem. Portfele nam schudły, a torby i walizeczki przytyły, za to na naszych twarzach pojawił się błogi uśmiech. W drodze powrotnej rozmawiałyśmy, pokazywałyśmy i wymieniałyśmy się wszystkim, co tam przeżyłyśmy przez te parę godzin. Do odjazdu pociągu zostało nam dużo czasu – wtedy Czesia Bordoszewska wpadła na pomysł żeby nas zaprosić na kawę i oglądanie jej pracowni – większej radości nie mogła nam zrobić.
Każda z nas miała jakieś plany i marzenia, co do tego wyjazdu i myślę, że je zrealizowała.
Sabina Berlińska